Giełdowe wzloty i upadki

0
596

Ostatnie lata to fatalne wyniki rentowności wielu giełdowych spółek. Za każdymi takimi spadkami i korektami w dół idzie również faktyczny problem po stronie inwestorów i udziałowców, którzy mają swoje akcje w tychże spółkach. Gdy widać pierwsze oznaki spadającego kursu danej spółki, tylko najbardziej odważni i doświadczeni lub po prostu zamożni inwestorzy nie panikują. Ci, którzy w danym sektorze mają sporą część swojego kapitału w sposób oczywisty zaczynają podejmować chaotyczne decyzje i niejednokrotnie pozbywają się swoich udziałów przedwcześnie, na pierwsze sygnały ostrzegawcze. Z drugiej strony w trakcie ostatniego kryzysu finansowego nie brakowało i historii takich udziałowców, którzy do ostatniej chwili byli przekonani, że ich przedsiębiorstwo jest jeszcze do uratowania.

Przykładem może tutaj być firma o międzynarodowej renomie, jaką przez wiele dekad był Kodak. Na przestrzeni kilkunastu miesięcy udało się firmie obniżyć wartość własnych akcji z kilkudziesięciu dolarów do poziomu kilku centów – dla inwestora oczywiście oznaczało to kompletne załamanie i stratę praktycznie wszystkich swoich aktywów. Aby nie ryzykować dalszych strat, wielu inwestorów oraz fundusze zaczęły masowo wycofywać swój kapitał z rynku. W efekcie ludzie zaczęli wycofywać swój kapitał nawet z tych spółek, które faktycznie radziły sobie nienajgorzej i nie dawały najmniejszych powodów do tego, aby przestać im ufać. Gdy jednak na fali bankructw w całym sektorze inwestorzy zabierają swój kapitał, ofiarami takiej polityki stają się także firmy zdrowe i racjonalnie zarządzanie.

Dlatego takie wydarzenia jak ostatnia recesja są bardzo brutalne dla rynków i wcale nie muszą oznaczać upadku tylko tych najsłabszych. Bo chociaż faktycznie kryzys przydaje się pod tym względem, że usuwa z rynku kompletnie nieprzystosowane czy źle zarządzane podmioty gospodarcze, to jednak jego efekty są trudne do przewidzenia, a konsekwencje płacą także firmy kompletnie niezaangażowane w tworzenie warunków kryzysowych. Tym bardziej jest to istotne, że spadki notowań poszczególnych firm praktycznie zawsze oznaczają także spadek zatrudnienia w danym sektorze i wzrost bezrobocia, co bywa ogromnym wyzwaniem dla całej gospodarki. Mniejsze podatki płacone przez firmy, które drastycznie obniżyły swoją produkcję lub handel i brak zainteresowania kapitału międzynarodowego inwestycjami w danym kraju lub regionie – to kolejne wyzwania, z którymi poradzić musi sobie rząd.

Niestety na kryzys światowy nałożyło się wiele bardzo zróżnicowanych czynników, których odseparowanie i naprawienie wcale nie jest proste. Gdyby było tak, że za recesją stoi tylko jedna firma czy nawet jeden sektor – jego naprawa lub reforma byłaby zdecydowanie łatwiejsza. Współczesna ekonomia i wolny globalny rynek to jednak instrument naczyń połączonych, w których nie da się tak łatwo odróżnić objawów od przyczyny, a skutki i konsekwencje nawet małych reform w systemie podatkowym albo prawie pracy, mogą drastycznie odcisnąć swoje piętno na funkcjonowaniu absolutnie wszystkich przedsiębiorstw – zarówno tych małych, jednoosobowych lub rodzinnych, jak i największych spółek giełdowych czy międzynarodowych korporacji rozglądających się za nowymi terenami pod inwestycje.

Państwa rozwijające się jak Polska wielokrotnie budowały swój wzrost gospodarczy w oparciu tylko i wyłącznie o napływ kapitału międzynarodowego. Brak długotrwałej wizji i strategii rozwoju własnej gospodarki, niedostatecznie innowacyjne i konkurencyjne warunki biznesowe – to problem, którego kapitał zagraniczny nigdy nie rozwiązuje. Jeśli bowiem nawet jakaś firma zagraniczna otworzy swoją fabrykę czy placówkę na danym terenie, jej wiedza, know-how czy zaplecze technologiczne nigdy nie zostaje przekazane do danej gospodarki – to własność samej firmy. I gdy po okresie pięciu czy dziesięciu lat zarabiania w danym państwie rachunek ekonomiczny będzie nakazywał właścicielom marki przeniesienie się ze swoim biznesem dalej, wszystkie te miejsca pracy i technologie wprowadzone na rynek przez daną firmę, znikną razem z nią.

Dla państwa rozwijającego się o wiele korzystniejsze z ekonomicznego punktu widzenia jest wiec tworzenie trwałych podwalin pod stworzenie własnej, silnej i niezależnej gospodarki. Kluczem do tego może okazać się odpowiednie scalenie najważniejszych ośrodków naukowych z regionalnymi ośrodkami biznesowymi. Tylko odpowiedni transfer wiedzy i umiejętności między uczelniami wyższymi, a lokalnymi przedsiębiorstwami, jest w stanie na dłużej przyczynić się do poprawy warunków i perspektyw rozwojowych dla danego państwa. Wszystko to są jednak działania długofalowe i towarzyszyć im powinien pewien społeczno-polityczny konsensus oraz wspólna strategia, co do której wszyscy będą zgodni i nawet po zmianie władzy, strategia ta będzie kontynuowana w swojej oryginalnej formule, z ewentualnymi nieznacznymi poprawkami wynikającymi z dynamicznie zmieniającej się sytuacji gospodarczej świata.